Dawno, dawno temu...

Tak dawno tu nie pisałam, a tyle się pozmieniało w moim życiu. Może zacznę od tego, że zaliczyłam wyśmienicie semestr (wszystkie oceny mam powyżej 4,5!). Jeszcze dwa tygodnie temu pracowałam w Empiku, po czym dostałam się na płatne praktyki jako programistka, gdzie jestem teraz. Praktyki mam w Warszawie na Mokotowie, więc codziennie jeżdżę pociągami. To jest bardzo wygodna forma transportu, bo mam dużo czasu na czytanie. Moja stopa życiowa radykalnie się zmieniła od lutego i teraz muszę uważać na wydatki. Odkryłam wspaniałe antykwariaty, gdzie zdobyłam sporo perełek literackich za grosze. Ostatnio odkrywam w sobie talent kulinarny, gdyż przygotowuje sobie codziennie obiad do pracy. A i zapomniałabym... dziś przybył do mojego domu pies, przeurocza, siedmioletnia cocker spanielka o imieniu Tina. Mieszkała wcześniej u przyjaciółki rodziny, która otrzymała kontrakt w Austrii. Okazuje się, że gdzie się nie pytała o wynajem mieszkania nie pozwalali jej na trzymanie psa.
Oto mała porcja zdjęć z weekendu:
zakupy z piątku:
1. Eudora Weldy "Jezioro księżycowe"
2. Jerzy Kierst "Przygody detektywa Tutama"
3. Astrid Lindgren "Dzieci z Bullerbyn"
4. Aleksander Dumas "Ascanio"
5. James Clavell "Król szczurów"
6. Juliusz Verne "W 80 dni dookoła świata"

buritto




Tina

Madame Butterfly - Giacomo Puccini

Wczoraj spędziłam miły wieczór w towarzystwie mojego mężczyzny. Poszliśmy do Opery Narodowej na osławioną sztukę Pucciniego "Madame Butterfly".
Jest to tragedia japońska przedstawiona w trzech aktach. Libretto jest dość proste choć wykonane w oryginalnej wersji językowej. Cieszy mnie to gdyż uważam język włoski za bardzo melodyjny i nie potrafiłabym sobie wyobrazić wykonania w języku polskim. Oczywiście ani Ja ani mój P. nie znamy włoskiego toteż napisy wyświetlane nad sceną bardzo ułatwiły nam podziwianie sztuki.
Jest to historia piętnastoletniej gejszy imieniem Cio-Cio-San (zwana również Butterfly), która oddaje swoje serce amerykańskiemu oficerowi Pinkertonowi. Zgodnie z japońskim zwyczajem zawierają oni małżeństwo na 999 lat. Wkrótce potem Pinkerton wraca do Stanów Zjednoczonych mówiąc na pożegnanie małżonce, że wróci "kiedy zakwitną róże, gdy znów zrobi się ciepło, kiedy rudzik uwije gniazdo dla piskląt". Mijają trzy lata, a Butterfly codziennie wypatruje w porcie statku Abraham Lincoln, którym podróżował jej ukochany. Czeka wraz z jego synem. Gdy Pinkerton przybywa do Japonii, z amerykańską żoną, ich jedynym zamiarem jest odebranie dziecka Butterfly. Zrozpaczona matka, godzi się na oddanie syna. Popełnia samobójstwo wbijając sobie prosto w serce, odziedziczony po ojcu, sztylet z wyrytymi słowami "Niechaj z honorem umiera ten, komu los nie pozwolił żyć z honorem".
Operę wyreżyserował, sławny nie tylko w Polsce, Mariusz Treliński. Oglądając spektakl osobiście odczuwałam dramat Cio-Cio-San. Butterfly to kobieta przegrana, ale i dumna aż do ostatniej chwili życia. Muzyka bardzo łatwo wpada w ucho, nawet teraz pisząc tego posta słyszę ją w mojej głowie. Scenografia, choć była minimalistyczna, zrobiła na nas duże wrażenie. Nie było tu cukierkowego różu kwiatów wiśni, ani bogato zdobionych, ciężkich japońskich kimon. Mimo to czułam powiew orientu. Klimat budowała gra barw (intensywnej, krwistej czerwieni, smolistej czerni, czystej bieli, granatu), znakomicie prowadzone światło, również efekty ruchowe (takie jak przesuwanie wielkich parawanów, płynące łodzie i okręt).




Pod spodem uwielbiana przeze mnie aria wykonana w akcie II przez Butterfly. Wyraża nadzieję, że jej długo oczekiwany mąż przybędzie i uratuje ją od biedy, cierpienia i upokorzenia. Kończy się słowami:
"Tak właśnie będzie, przyrzekam.
Porzuć swój strach,
ja wiem, że on wróci, i czekam."


Poniżej zdjęcia Opery Narodowej i Sali Moniuszki, w której odbywał się spektakl.




Największe wrażenie robi sklepienie, które swoim wyglądem przypomina powierzchnię księżyca.

Był to moje drugie w życiu wyjście do Opery Narodowej i drugie w Sali Moniuszki (poprzednio byłam na balecie "Romeo i Julia" Prokofiev'a). Jednak ten  monumentalny wygląd, klasyka i elegancja wywołała na mnie ten sam dreszcz co za pierwszym razem. Magia wieczoru już prysła, ale wspomnienia zostaną jeszcze na długo.

Na ludowo

Tą pocztówkę dostałam od Iry z Ukrainy. Przedstawia obraz z Muzeum Ivan Honchar (Narodowego Centrum Folkloru) zatytułowany "Młody mężczyzna, dziewczę i matrona". Obraz pochodzi z 1970 r.
Podoba mi się precyzja z jaką zostały namalowane wzory na ubraniach.
Lubię takie folklorowe motywy.

A mi to rybka




Rybkę zrobiłam ze wzoru zamieszczonego w książce "Amigurumi Two" autorstwa Ana Paula Rimoli.

Kartka z Finlandii

Dostałam ją od Kristiiny. Niestety nie napisała mi nic poza pozdrowieniami, ale to nic. Pocztówka jest piękna. Kojarzy mi się ze świętami Bożego Narodzenia i z Świętym Mikołajem, który przecież mieszka w Finlandii :)

11 minut


 Ostatnia moja styczność z twórczością Coelho miała miejsce ponad 6 lat temu kiedy to przeczytałam "Alhemika", a następnie "Pielgrzyma". Mimo, że obie powieści mi się bardzo podobały nie miałam ochoty później sięgnąć po żadne dzieło tego autora. Po "11 minutach" spodziewałam się kolejnej typowo filozoficznej powieści, ale okazało się, że mocno odbiega ona od standardu. Główną bohaterką jest Maria, brazylijska młoda dziewczyna z małego miasteczka. Przeciętna pod każdym względem. Postanawia wyjechać do obcego kraju, w poszukiwaniu nowego, lepszego życia, ale wyjazd ten okazał się być nie taki jak się spodziewała. Po pewnym czasie podejmuje pracę jako prostytutka. Jest zagubiona, nie potrafi się odnaleźć. Wszystko się zmienia, gdy pewnego dnia spotyka sławnego malarza Ralfa. Cała powieść pozwała dokładnie poznać myśli głównej bohaterki, jej marzenia i przemyślenia. 

Cytat z książki jaki mi się najbardziej spodobał to:
Zawsze kiedy robię plany na przyszłość, zaskakuje mnie teraźniejszość.
W trakcie czytania przypomniała mi się pewna historia. Fryne była piękną heterą (zawodowa kurtyzana, bogata i wykształcona kobieta), która została oskarżona o bezbożność i bluźnierstwo. Podczas procesu jej obrońca Hyperejdes (uczeń Platona), najpierw wygłosił płomienną i świetną mowę obrończą, a potem zdarł z Fryne szaty, twierdząc, że takiej piękności karać się nie godzi. Sąd, złożony przecież z miłujących piękno Greków, się z nim zgodził, a słynna scena stała się natchnieniem dla Jean-Leona Gerome’a, autora obrazu "Fryne przed areopagiem".


Zakładka origami kot



Zrobiona wg poniższego filmu:


Fonsito i księżyc

Jest to książka noblisty Mario Vargas Llosa, którą niedawno przeczytałam mojemu 6cio letniemu braciszkowi.
Opowieść jest o chłopczyku imieniem Fonsito, który bardzo chciał pocałować Nereide, najładniejszą dziewczynę w klasie. Braciszkowi spodobała się ta historia opatrzona pięknymi, barwnymi ilustracjami (mi zresztą też). Cieszę się, że autor tak poważnej literatury był w stanie napisać książkę dla dzieci. Uważam, że to świadczy jedynie o jego wielkim talencie.
Z tyłu na okładce można znaleźć taki cytat:
Wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję,
wszystko przetrzyma.
Miłość nigdy nie ustaje.




Ink wash painting

Dostałam tą pocztówkę z Tajwanu od 范 (Fan). Prezentuje styl malarstwa  zwany 水墨畫, czyli "ink wash painting", prawda, że piękne? Kartka pokonała dystans 8,508 km i dotarła do mnie po 9 dniach od wysłania. Przez ten czas zdążyła się lekko nadgiąć, ale i tak nie straciła swego uroku. Dowiedziałam się, że ten styl charakteryzuje całą Wschodnią Azję. Obrazy wykonuje się za pomocą specjalnego pióra oraz tuszu, takiego samego jak w kaligrafii. Ink wash painting narodził się  ok. roku 600-nego w Chinach. Malowano początkowo obrazy ozdabiające świątynie.
Ten styl malarstwa zachował się do dziś. Niektóre obrazy tak wykonane nabawiają mnie niemałym zdumieniem.
Poniższe są autorstwa Tu Tsan-lin, profesora National Taiwan University of the Arts (NTUA):




Norwegian Wood

Ta książka zachwyciła mnie swoją prostotą. Poruszyła tematy miłosne, przyjaźni, śmierci i samotności. Bohater Toru Watanabe wydaje się być uwieziony pomiędzy dwoma światami. Musi dokonać bardzo trudnego dla niego wyboru. Nie będę zdradzać szczegółów powieści choć jest to bardzo trudne chcąc opisać dlaczego warto przeczytać tą książkę. Powieść jest bardzo intymna. Autor opisuje sceny miłosne niemalże z chirurgiczną precyzją. Czytelnik odnosi wrażenie jakby historia którą opisuje Murakami była autobiograficzna. Bardzo łatwo jest się wczuć w postać bohatera. Uważam, że jest to jedna z najpiękniejszych książek o dorastaniu. Z całą pewnością sięgnę po następne książki tego autora. Na regale mam nietknięte: "1Q84" tom 1, "Kronika ptaka nakrętacza" oraz "Po zmierzchu". Mam nadzieję obejrzeć też film, który powstał na podstawie tej powieści. Brak mi jedynie na to wszystko czasu, bo sesja egzaminacyjna ma swoje prawa...
W książce znalazłam taki cytat:

- Trudno o idealną miłość?
- Nie. Nawet ja nie chcę aż tyle. Chciałabym tylko móc zachować się jak zwykła egoistka. Na przykład mówię, że chcę ciastko biszkoptowe z truskawkami, ty rzucasz wszystko i biegniesz je kupić. Wracasz zziajany i podajesz mi je: "Proszę, Midori, oto ciastko z truskawkami", a wtedy ja mówię: "Nie mam już na nie ochoty" i wyrzucam przez okno. Czegoś takiego potrzebuję.
- Zdaje mi się, że to nie ma żadnego związku z miłością - powiedziałem lekko zdumiony.
- Ma. Tylko ty tego nie wiesz. Są okresy w życiu dziewczyny, kiedy jest to nieprawdopodobnie ważne.
- Wyrzucanie przez okno ciastek z truskawkami?
- Tak. Chcę, żeby mój chłopak powiedział: "Zrozumiałem, Midori. Myliłem się. Powinienem był się domyślić, że stracisz ochotę na to ciastko. Jestem głupi jak osioł i gruboskórny. W ramach przeprosin polecę jeszcze raz i kupię ci coś innego. Co byś chciała? Mus czekoladowy? A może sernik?"
- I co wtedy?
- Wtedy będę go kochać, bo na to zasłużył.







Hanfu

Ta kartka przybyła do mnie z Kanady, czy to nie dziwne? Otóż adresatka jest Chinką, Crystal, która obecnie mieszka w Kanadzie. Pocztówka przedstawia tradycyjny ubiór chiński zwany Hanfu.
Opis stroju znajduje się na dole tejże kartki.

Pokonany dystans: 8 252 km
Czas podróży: 16 dni

Inne obrazy hanfu znalezione w sieci:




Ami króliczek



Króliczka zrobiłam z tego wzoru.

"Pożegnanie z Afryką" Karen Blixen

Do przeczytania książki "Pożegnanie z Afryką" zachęciły mnie wysokie oceny filmu Sydney'a Pollacka (w rolach głównych Meryl Streep i Robert Redford!). Ekranizacji jeszcze nie obejrzałam, ale emocjami towarzyszącymi mi przy czytaniu powieści mogę się podzielić.
Baronowa Blixen zaczęła swą powieść opisem swojej farmy i plantacji kawy w Afryce. Od pierwszego zdania, w każdym słowie autorka przelała swoją miłość do tego miejsca, do ludzi, zwierząt, afrykańskiej kultury i zwyczajów. W tej książce nie znajdziemy brutalnych i barbarzyńskich opisów zwyczajów afrykańskich plemion, nie znajdziemy też krytyki dla ich zachowań. Odnajdziemy za to wyjaśnienia kontrastów naszych kultur i barwne opisy przygód.
Powieść została podzielona na 4 większe rozdziały, a każdy z nich na mniejsze. Każdy z tych rozdziałów różni się od siebie przesłaniami autorki. Najbardziej spodobał mi się zatytułowany "Z notatnika emigranta", który jest pełen anegdot dotyczących życia na farmie. Fragment, z którego długo się zaśmiewałam to list młodego Hindusa, naczelnika stacji kolejowej Kikuju do baronowej Blixen:

   Wielce Szanowna Pani
   Poinformowano mnie uprzejmie, że światło słońca zostanie wyłączone na siedem kolejnych dni. Pomijając pociągi, uprzejmie proszę o informację, gdyż nie wierzę, aby kto inny zechciał mnie uprzejmie poinformować, czy w tym okresie mam zostawić swoje krowy na pastwisku, czy trzymać je w oborze? Mam zaszczyt pozostać Pani uniżonym sługą.
Patel

Książka jest napisana pięknym gawędziarskim stylem, dlatego czyta się ją bardzo przyjemnie. Po jej przeczytaniu czuję wielką sympatię do autorki, za jej odwagę i wytrwałość w prowadzeniu plantacji kawy. Mimo wielu przeciwności losu nie poddawała się, ani nawet nie załamywała. To pełna optymizmu, silna kobieta, którą można jedynie podziwiać.
Tą powieść z całą pewnością będę jeszcze długo ciepło wspominać.
Co do filmu to po zdjęciach kadrów mam wrażenie, że będzie się bardzo różnić od książki.





The Ancient Capital Kyoto

Zajrzałam wczoraj z nadzieją do skrzynki pocztowej i znalazłam w niej pocztówkę z Japonii od Marie.
Kartka pokonała dystans 8 456 km w 5 dni (to naprawdę szybko, bo kartka wysłana przeze mnie 15 dni temu do Rosji jeszcze nie dotarła do adresatki).

Poniżej opisy wizerunków budowli  (od lewej na górze):

Świątynia buddyjska Kiyomizu-dera. Kompleks usytuowany jest na zalesionych zboczach góry Otowa.
Główny budynek świątyni posiada werandę - butai (scena tańców) - wyrastająca ze zbocza stromego zbocza. To właśnie widok butai widać na mojej pocztówce.


Poniżej butai znajduje się wodospad Otowa no taki, którego trzy strumienie wpadają do stawu. Pielgrzymi piją wodę tylko z jednego z nich w zależności od tego czego sobie życzą: zdrowie, długie życie lub wiedzę. 


Ilustracja w lewym dolnym rogu przedstawia Heian-jingu Shrine. Świątynia ta została założona w 1895 roku dla upamiętnienia 1100 rocznicy założenia miasta Kyoto. Tak naprawdę widzimy na mojej pocztówce jedynie jeden z wielu sanktuariów jakim jest Soryu-ro.


Samo Heian-jingu Shrine słynie z festiwalu zwanego Jidai Matsuri, który odbywa się co roku 22 października. Punktem kulminacyjnym festiwalu jest pochód ludzi przebranych za stroje z przełomu 9-ciu wieków. W pochodzie bierze udział ponad 2 000 ludzi i rozciąga się na kilka kilometrów.

Następne kolejno zdjęcie przedstawia Pałac Ninomaru w Zamku Nijojo. Zamek został wybudowany w 1603 jako rezydencja pierwszego szoguna Ieyasu Tokugawy (do dziś jest symbolem ponad 250-letnich wojskowych rządów rodu Tokugawa).
Pałac Ninokaru to Narodowy Skarb Japonii. Zbudowany z drzewa hinoki (cyprys japoński) stanowi labirynt pięciu budynków z 33 pokojami i 800 tatami (mat rozkładanych na podłodze), korytarzami i tajemnymi przejściami. W wielu komnatach znajdują się drewniane ściany i przesuwane drzwi z papieru ryżowego pomalowane złotem przez mistrzów szkoły Kano. Każdy budynek ma własny charakter, np. w pierwszym jest Pokój Wierzby (Yanagi-no-ma) i Pokój Młodej Sosny (Wakamatsu-no-ma), inne są udekorowane ptakami w naturalnym otoczeniu. Układ budynków stykających się ze sobą narożnikami ma charakter obronny. Ale tym, co wyróżnia Ninomaru, jest specyficznie skonstruowana podłoga. Chodząc po niej boso, za każdym, nawet najostrożniejszym krokiem słyszy się piszczenie. Deski uginają się pod ciężarem człowieka, a "antyspiskowy" wynalazek w postaci małej klamry wydawaje z siebie dźwięk niczym pisk ptaka - stąd nazwa uguisu-bari, słowicza podłoga. Dźwięk informował straż o zbliżającym się intruzie.



Wizerunek Pagody Omuro-no-toh znajduje się po środku na dole. Pagoda to budynek buddyjski sakralny służący do przechowywania relikwii. Ta znajduje się w świątyni Ninna-ji. Ma pięć pięter i 36 metrów. Została zbudowana w 1644 roku. Gdy kwitną kwiaty wiśni często jest nazywana Omuro-sakura.




Po prawej na górze widzimy Kinkaku-ji Temple, zwany także Złotym Pawilonem. Świątynia powstała w 1397 roku jako willa szoguna Yoshimitsu Ashikagi. Jego syn przekształcił budowlę w świątynię buddyjską. W 1950 roku została podpalona przez młodego, psychicznie chorego mnicha. Obecna budowla pochodzi z 1955 roku, w 1987 została pokryta płatami złota. 

Ostatnią budowlą przedstawioną na pocztówce jest południowo-wschodnia wieżyczka zamku Nijo-jo. 


Google Views ma w ofercie wycieczkę po zamku. Ja już zwiedzałam :)

W Kyoto urodził się wybitny pisarz Haruki Murakami. Właśnie czytam jego powieść pt. "Norwegian Wood". Marie napisała mi, że w Kyoto jest zawsze dużo turystów z całego świata, co mnie szczególnie nie dziwi, bo sama chcę tam pojechać :)