Powrót do rzeczywistości

Po powrocie z podróży poczułam, starałam się przyzwyczaić do nowej rzeczywistości. Nie byłam już Ewą B., stałam się Ewą L. Czuję jakby nowe nazwisko dało mi inną tożsamość. Gdy zamknę oczy i pomyślę sobie o Ewie B., widzę nieco roztrzepaną dziewczynę, która ciągle marzy i skrupulatnie, ale powili dąży do wyznaczonych sobie celów. Gdy myślę o Ewie L., nic nie widzę. Nie podobała mi się ta zmiana. Wszyscy wokoło mówią, że się przyzwyczaję, choć teraz trudno mi w to uwierzyć. Wiem, że mają rację, ale okres przejściowy jest dla mnie bardzo trudny.
Gdy tylko wróciłam do pracy wyleciałam do Hamburga w delegację. Przez 3 dni prowadziłam warsztaty u klienta. Pierwszego dnia po pracy poszłam z jedną, z dziewczyn, z którą miałam spotkanie na musical pt. "Der König der Löwen". Na miejsce dopłynęłyśmy statkiem. Sala była w kolorystyce czerni i czerwieni. Gdy zasiadłyśmy, rozbrzmiały bębny, podniosła się kurtyna, za którą stali aktorzy przebrani za lwy i żyrafy, nagle obok mnie zaczęli przechodzić inni ludzie w przebraniach małp, a za nimi wielki słoń.



Całość przedstawienia była bardzo etniczna, występowali chyba sami Afroamerykaninie, których śpiew jest potężny i tym samym bardzo piękny. Stroje też były fascynujące, ptaki papierowe, unosiły się na nici przyczepionej do kija, żyrafy miały szczudła, przez co poruszały się bardzo zgrabnie i estetycznie, antylopy skakały za pomocą tajemniczego mechanizmu.







Mimo, że przedstawienie było po niemiecku świetnie się bawiłam. Warsztaty szybko minęły. Na pożegnanie dostałam od kilku dziewczyn czekoladki na tzw. "gorsze dni małżeństwie". Było bardzo miło.
Wracałam ostatnim lotem do Polski. Na miejscu byłam po 21. Na lotnisku czekał na mnie P., robiąc mi tym samym miłą niespodziankę.

Paryż

Rano, w niedzielę, 3 maja, z Dworca Zachodniego wyruszyliśmy autokarem do Paryża. Na miejsce dotarliśmy po 24 godzinach podróży przez Niemcy i Belgię.
Rankiem 4 maja byliśmy już we Francji, gdzie zjedliśmy prawdziwe francuskie śniadanie złożone z croissants z dżemem, café au lait i soku pomarańczowego. Potem codziennie rano jedliśmy to samo, a wieczorami we francuskiej restauracji, obiad popijając czerwonym, wytrawnym, francuskim winem.


Zaraz po przybyciu do Paryża poszliśmy zobaczyć słynną Wieżę Eiffela. Wjechaliśmy na sam szczyt, a na dół zeszliśmy schodami. Na szczycie zauważyłam wiele par, jeden chłopak się oświadczał dziewczynie, inni pili szampana, nawet były wyznaczone miejsca do całowania.




Potem pojechaliśmy do hotelu by odpocząć. Kolejnego dnia byliśmy w muzeum perfum, które nas nie zachwyciło i na Cmentarzu Père-Lachaise, gdzie spoczywa wiele znanych osobistości. Widzieliśmy grób Oscara Wilde'a, Gioacchino Rossiniego, Marcela Prousta, Eugène Delacroix, Fryderyka Chopina, Jima Morrisona, Édith Piaf i wiele innych.





Wieczorem odbyliśmy rejs po Sekwanie. Następnego dnia byliśmy na Wersalu, widzieliśmy grób Napoleona, byliśmy w muzeum Rodina, pod Łukiem Triumfalnym i na Polach Elizejskich. 
Wersal znałam wcześniej z filmu Maria Antonina Sofii Coppoli, który wydał mi się wówczas pełen przepychu i bogactwa. Nie inaczej jest jak zobaczy się go na żywo. Jeszcze nigdy nie widziałam tak ogromnego i zadbanego ogrodu!









Rozchorowałam się zaraz po przyjeździe do Paryża i dlatego, że miałam gorączkę, a pogoda była wietrzna, zrezygnowaliśmy z wejścia na Łuk.


Nazajutrz zaliczyliśmy Louvre, Panteon, Katedrę Notre Dame, Muzeum D'Orsay. O matko! Jak ja kocham impresjonizm. Tego dnia czułam się jak w bajce.












 W ogrodach Louvre, pijąc kawę i jedząc bagietkę, wypisałam pocztówki, które wysłaliśmy do rodziców, B., przyjaciół, kolejnego dnia, gdy zwiedzaliśmy dzielnicę żydowską Marias.




Ostatniego dnia pojechaliśmy do dzielnicy La Defense i na wzgórze Montmare, by zobaczyć Bazylikę Sacre Coeur. Niesamowite przeżycie zobaczyć bardzo nowoczesną dzielnicę w zestawieniu z jedną z najstarszych. Pod Bazyliką jedliśmy bagietki z foie gras opalając się na trawie wśród młodzieży francuskiej.











Wróciliśmy do Warszawy po południu 10 maja. Pojechaliśmy zaraz na wybory prezydenckie i do rodziców P., by odebrać prezenty. Dostaliśmy wina, kwiaty, karafkę, komplet sztućców, książkę kucharską z polskimi, regionalnymi przepisami i dysk zewnętrzny.
Po podróży został nam jeszcze tydzień wolnego, który spędziliśmy już w domu.