Intensywnie, znaczy żyjemy

Ostatni tydzień był niesamowicie bogaty w atrakcje. W środę poszłam z D. do kina na Magic Mike XXL. Po seansie poszłyśmy na herbatę i na ploteczki. To mi było potrzebne! Bawiłam się świetnie! Film był przezabawny, a z D. bardzo lubię spędzać czas. Jest taka sympatyczna i wspaniale się z nią dyskutuje na przeróżne tematy. W czwartek byliśmy na USG, po którym dowiedzieliśmy się, że nasze maleństwo rozwija się prawidłowo. Na ekranie widać było jak mnie kopie. Doktor powiedział, że chce w ten sposób powiększyć swoje terytorium. Co za zachłanna bestia! Po tym poszliśmy do kina na Klucz do Wieczności, który okazał się filmem przewidywalnym do granic możliwości. W piątek miałam imprezę integracyjna na barce. Był Dj, pokaz barmański, grill, drinki, piwo i herbata. Muzyka z lat 80 i ta atmosfera sprawiły, że w trymiga ludzie się upili i było już tylko ciekawiej. 



Ja większość imprezy rozmawiałam z kolegami i koleżankami opatulona w kocyk z ciepła herbatą. Kiepski ze mnie imprezowicz. W sobotę mieliśmy rywalizację damsko-męska w Escape Room, a potem kolację w The Mexican. Zamówiłam sobie bezalkoholową Margaritę i nachosy, a reszta jakieś piwo i inne meksykańskie dania. Wieczorem pojechaliśmy do B. na scrabble i pokera. W niedzielę były imieniny taty P., ale zanim tam trafiliśmy poszliśmy do SoHo Factory do Muzeum Neonów, a potem do Ti Amo na obiad. 







Nie mogę uwierzyć, że już 3 miesiące po ślubie. Ten czas tak szybko leci. Zjedliśmy wyśmienitą bruchettę, bulion z ravioli i pastę carbonara. Restauracja jest bardzo urocza. Codziennie obok niej przechodzę, gdy idę na stację metra. Bardzo spodobały mi się doniczki z puszek z ziołami, które miały plakietki z napisem "proszę skubać". Na imieninach nie byliśmy za długo, choć jak zwykle było sympatycznie. Byłam wykończona. Jeszcze nie do końca mój organizm sie przyzwyczaił do nowego stanu. W ten weekend mamy wyjazd na Mazury. B. dostała klucz do domu znajomych, wiec my jedynie musimy się tam dowieźć. Będzie B. z mężem i D. z Baranem (jej facetem).
Staram się żyć chwilą, alby niczego w życiu nie żałować. Staram się żyć na "tak". Gdy dostaję propozycje wyjścia, czy wyjazdu to od razu się zgadzam. No, prawie od razu, bo gdy ostatnio dostałam propozycję wyjazdu integracyjnego z pracy to poważnie zastanawiałam się, czy jest sens bym tam jechała. Atrakcjami jest basen z sauną i impreza alkoholowa. W ciąży alkohol i sauna odpadają, a dodatkowo mam żylaki na nogach i stanowczo nie chcę się pokazywać w kostiumie kąpielowym moim kolegom. Postanowiłam jednak pojechać zgodnie z moją zasadą życiową. Carpe Diem!
Przestało mi być wygodnie w moich spodniach. Kupiłam sobie, wiec moje pierwsze spodnie ciążowe. Po całym dniu ich noszenia zrobiłam od razu zamowiłam inne ciuchy ciążowe w H&M. Niesamowite, ze jestem dopiero na początku 4 miesiąca, a już ubieram ciuchy dla kobiet ciężarnych. Mój brzuch jest już dość spory. Przytyłam 5kg od początku ciąży, co jest bardzo dużo w porównaniu z tabelą załączona z podręczniku Heidi Murkoff (powinnam do 2kg). Ale czemu sie dziwić jak ostatnio moje posiłki, które zabieram do pracy wyglądają tak:



W tym tygodniu zaczynam zajęcia jogi dla ciężarnych. Jestem ciekawa jak mi pójdzie. Dawno nie ćwiczyłam, co boleśnie odczuwam w moich stawach i karku. Dzis wstałam z okropnym bólem! Mam też więcej żylaków na nogach niż przed ciąża. Początek ćwiczeń pewnie będzie bardzo ciężki, ale myśle, że najważniejsze to motywacja, a mi ją daje ten mały człowieczek co jest we mnie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz