Płaczę, oglądając reportaże z porodu obcych mi ludzi.
Płaczę, gdy widzę małe, słodkie rzeczy dla maluszka.
Wściekam się, gdy P., nie rozumiejąc moich potrzeb tzw. "budowania gniazda", przemawia mi do rozsądku.
Obok naszego mieszkania, przy ul. Emilii Plater, mieści się sklep Mimbla. Na miejscu można znaleźć drewniane samochodziki, kolorowe tratwy, kukiełki i mnóstwo innych prześlicznych zabawek. Pech chciał, że na do niego trafiłam. Najpierw weszłam do środka z P., a potem sama, bo przecież z P. nie można nic zobaczyć (kupić). Wróciłam, ze średniej wielkości papierową torbą, w której jest pluszowy Hatifnat, paryski teatrzyk cieni i sławna żyrafa Sophie. P. nie był zadowolony, ale dziś sam kupił kilka książeczek kontrastowych i zapytał, czy kupić dla Brzucholka muzykę z odgłosami natury.
Ogarnęła mnie też wielka potrzeba zmian. Byłam u fryzjera i ścięłam włosy.
P. trochę przerażają zmiany jakie we mnie zachodzą. Przyznał mi się, że czytał artykuły nt. kobiet w ciąży i roli męża w tym okresie. Jest dla mnie bardzo czuły i wyrozumiały. Gdy przyszłam pewnego dnia do domu, czekał na mnie ten bukiet.
P. często odwiedza B. i jej małe córeczki. Uwielbiam patrzeć jak się z nimi bawi. Zawija je w koc jak parówki, bawi się z nimi w chowanego, gilgocze w stopy. Jak widzę ich zabawy to ogarnia mnie wielka miłość do niego. Cieszę się, że mój mąż tak lubi dzieci, a one jego. Nasz maluszek będzie miał wspaniałe dzieciństwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz