Pierwszy tydzień lutego, praca, egzaminy, rozważania.

Pierwszy tydzień lutego już za nami, a pogoda wciąż nie zapewnia nam białych krajobrazów. Pod nogami mamy tylko kałuże oraz błoto, i mimo, że śnieg sypie, to z powodu temperatury, nie jest w stanie się utrzymać. Krótkie dni, brak słońca i ta bura pogoda to jest znak fali przeziębień. P. już się poddał zatokom i leży cały weekend w łóżku z herbatą. Za moją namową czyści górne drogi oddechowe inhalacją i płukankami. Mówi, że już mu lepiej, ale ja się obawiam, że mnie zaraził.
W pracy mam tzw. "gorący okres", czyli proces oddawania projektu klientowi. Wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Uwagi klienta są analizowane pod moim czujnym okiem i poddawane realizacji w ten lub inny sposób. W międzyczasie, kiedy to kontroluję postęp testowania, dostałam w połowie rozpoczęty drugi projekt. Praca wrze. Różowe karteczki z zadaniami opętały moje biurko, a kalendarz mam zawalony spotkaniami. Ledwo mi starcza czasu na kawę, czy obiad. Nie zrozum mnie źle, lubię taki stan, kiedy ZAWSZE coś się dzieje. Całe szczęście załoga mego okrętu stanęła na wysokości zadania, żaden sztorm im nie straszny. Fajną mam pracę!
W piątek, na kursie przedmałżeńskim, dostaliśmy z P. nietypowe zadanie. Wszystkie pary, jest nas 5 plus para prowadzących, miały przynieść nóż i deskę do krojenia. Na samych zajęciach powiedzieli nam, że mamy wstać, wyobrazić sobie, że idziemy na spacer, więc musimy się złapać za ręce. Po czym kazali nam się nie puszczać, aż do czasu, gdy dadzą nam wyraźny znak. Wnieśli nam do sali stół z chlebem, jajkami, rybą, serem, pomidorami, ogórkiem, dżemem i innymi kanapkowymi elementami. Mieliśmy sobie przygotować kolację. Ja i P. poradziliśmy sobie znakomicie. Ja byłam koordynatorem, bo miałam wolną lewą rękę operacyjną, a P. był wykonawcą, bo miał prawą rękę wolną. Zrobiliśmy sobie cztery kanapki z białym serem, szczypiorkiem i pomidorem, obraliśmy i pokroiliśmy dwa jajka, a P. ukroił sobie kawałek makowca. Do tego zaparzyliśmy po herbacie. Ot co! Jesteśmy bardzo zgranym zespołem. 
Niedawno, ucząc się do egzaminów na uczelnię, myślałam o swoim wykształceniu. Po ośmiu latach studiowania wciąż mam wykształcenie średnie! Postanowiłam wziąć się w garść, zdać ostatnie trzy egzaminy i napisać pracę inżynierską. W tym celu rozpisałam sobie harmonogram działań. Zamiast zapisywać się na kursy językowe (tak, języki też muszę poprawić), to skupię się na skończeniu uczelni. Kto wie, może za rok, będę już na magisterce. Wczoraj miałam dwa z trzech egzaminów. Na pierwszy nie poszłam, drugi zdałam. Pewnie zastanawiasz się dlaczego, pełna ducha walki, nie poszłam na egzamin? Właściwie to byłam na uczelni, usiadłam w sali egzaminacyjnej. Po czym wyczytana została lista osób, które mają przejść do sali do innego budynku, a na tej liście byłam ja. Zawładnął mną strach i stres. Jako jedyna, z kilkudziesięcioosobowej grupy, zeszłam do szatni po kurtkę. Potem wyobraziłam sobie jak ostatnia wchodzę na egzamin, a egzaminator sadza mnie przed sobą i patrzy mi w kartkę. Miałam ten obraz przed oczami, bo za pierwszym razem właśnie tak było. Nie napisałam wtedy za dużo i, naturalnie, oblałam. Na poprawkowy termin nie poszłam, bo wciąż miałam wyobrażenie swojego stresu. Potem, zdarzyło mi się, jeszcze raz pójść na ten egzamin (był inny skład egzaminatorów), napisałam odpowiedzi na większość pytań (na 30 pytań, może nie odpowiedziałam na 4) i też nie zdałam. 
Cóż, teraz muszę zdać ten egzamin za tydzień, w terminie poprawkowym, bo kolejny termin mam za rok. Przedmiot to Technika i Architektura Komputerów i zakres dotyczy samej teorii, której po prostu nienawidzę wkuwać. Mam ze czterysta, nudnych stron nauki i lekko podupadłą motywację.
W sesji letniej mam za to do zdania jeden egzamin, z Matematyki Dyskretniej 1 oraz do obrony pracę, której jeszcze nie mam.
Tak niewiele mnie dzieli od tytułu inżyniera i możliwości wpisania sobie wyższego wykształcenia. Wiem, że muszę dać z siebie wszystko.
Z P. zaczęliśmy się rozglądać za naszym własnym mieszkaniem. Pieniądze zebrane na ślubie przeznaczymy na "wkład własny". Marzy nam się trzypokojowe, mieszkanie na warszawskich Bielanach.
Rozpisałam się dziś. Jesteś tu wciąż ze mną? Gratuluję Ci czytelniku! Wytrwały jesteś. Chcę Ci jeszcze napisać o moim małym projekcie "ratowania kwiatów doniczkowych" i o filmie "Służące", który miałam okazję oglądać w minionym tygodniu, ale to zdecydowanie temat na oddzielny wpis.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz