Kawalerskie rozrywki

Obiecałam Ci, że napiszę jeszcze o dwóch rzeczach, co też czynię.
Od jakiegoś czasu bawię się w składanie prostych układów elektronicznych. Wymyślam sobie jakieś projekty, a potem je składam z czujników, przewodów, diod i mikrokontolera. Tak powstał mój kolejny, prosty projekt, który mam zamiar niebawem rozbudować.
Nie jestem dobrą panią domu. P. za to pierze, sprząta, zmywa naczynia, wynosi śmieci, ja czasem coś ugotuję, zorganizuję zakupy i nakarmię króliki. O kwiatach zupełnie zapominam. P. śmieje się, że to cud, że większość z nich jeszcze żyje. Czasem też wskazuje mi palcem te, co według niego się poddały i, z uśmiechem na twarzy, namawia mnie na ich wyrzucenie. Ja na to uparcie nie pozwalam, pewnie dlatego, że ugodziłoby to w moją dumę. Wewnętrznie lubię myśleć, że jestem podobna do mojej mamy. Taka porządna, pracowita i przy tym dbam o rodzinę, dom, kwiaty. Wierzę, że odziedziczyłam tę "rękę do kwiatów" i "dar kulinarny".
Projekt, który wymyśliłam ma za zadanie przywrócić do życia mojego kaktusa, który pozbył się swoich liści. Pomyślałam sobie, że znacznie ułatwiłoby mi to życie, gdyby moje kwiaty mówiły mi, że czegoś im brak.
Złożyłam więc, z czujnika wilgotności gleby, czerwonych diod, kilku przewodów i Arduino, to monstrum:





Gdy zapalą się diody to znak, że muszę wziąć butelkę do ręki i wlać trochę do ziemi. Proste? Jasne, że tak! Mam zamiar rozbudować projekt, tak by wysyłał mi notyfikację do kalendarza, o tym, że czas podlać kwiatka.

Druga sprawa, którą chciałam Ci opisać, tyczy się filmu Służące jaki czas temu znalazłam w boksie z przecenionymi produktami za 8 zł. P. mówił, że nie zachwycił go, ale można obejrzeć, więc ja wiedziałam, że mi się spodoba.
Historia rozgrywa się w latach '60 XX w. w Stanach Zjednoczonych, kiedy to większość rodzin zatrudniało czarnoskórych do pomocy w domach. Rasizm był na porządku dziennym. O problemach i historiach kobiet na służbie domowej, postanowiła napisać młoda dziennikarka Eugenia.






Moje przeczucie mnie nie zawiodło. Film mi się bardzo podobał.
Padło w nim jedno stwierdzenie, nad którym się długo zastanawiałam: piękno to jest tylko coś, co jest wewnątrz nas. Uważałam, że to bzdura, bo przecież piękno oceniamy po wyglądzie osoby. Myślałam tak, aż do poranka, kiedy to jadąc metrem usiadła obok mnie bardzo urodziwa kobieta. Ubrana w białą koszulkę, jasne jeansy, kremowy, barankowy płaszcz, na oko 28 letnia blondynka o jasnej, rześkiej cerze, od której czuło się aromat wanilii. Jej wygląd przywołał mi wspomnienie wiosny. Pól zielonych, lekkiego podmuchu wiatru, obłoków, a w tle zapach waniliowej babki drożdżowej. Czar prysł, w momencie, gdy spojrzała na zegarek i pod nosem powiedziała "ku********wa".

Że co?

Spojrzałam dyskretnie na jej odbicie w szybie. Widziałam już tylko zdenerwowanego, z włosami w nieładzie, biurowego pogromcę kalendarzy i wiecznie niezadowolonego raportotwórce.
Niesamowite jak szybko można stracić na uroku, prawda?

1 komentarz:

  1. A co z wieczorem kawalerskim? Masz jakieś pomysly, jak spędzić ostatnie chwile wolności? Podobno dużym zainteresowaniem ciesza się kluby tego typu neworleans.pl/wieczor-kawalerski-w-warszawie w Warszawie.

    OdpowiedzUsuń