W piątek przed ślubem pojechałam na wieś odpocząć. Przyjechali wujkowie z ich synem. Siedzieliśmy do późna, piliśmy piwo i rozmawialiśmy przede wszystkim o naszych planach i ślubie.
W sobotę rano pojechałam do mamy, do Warszawy. Gdy dojechałam na miejsce z B., Ania już tam była i czekała, aż będzie mogła zacząć nas szykować. Byłam bardzo wyluzowana. Nie czułam stresu.
Gdy P. po mnie przyjechał właśnie się ubierałam z B. Kiedy go zobaczyłam, serce mi podskoczyło. Wyglądał bardzo przystojnie w nowym garniturze, nowych eleganckich butach, z biało-czarną muchą i z zaczesanymi włosami na bok. Skończyłyśmy się szykować w trymiga, B. zawiązała bukiety z frezji, ja pakowałam manatki. Potem było błogosławieństwo rodziców i już zaraz jechaliśmy starym mercedesem do kościoła. Była piękna pogoda, choć się na to nie zapowiadało. Na miejscu czekała już na nas spora część gości i znajomi. W tle słyszałam już jak harfistka i skrzypek przygotowują instrumenty. Wszyscy byli weseli i ja byłam szczęśliwa. Przywitaliśmy się z zebranymi, z każdym z osobna. Ksiądz wyszedł do nas i powiedział nam kilka słów o całej ceremonii.
Trochę trwało zanim rozbrzmiał Marsz Weselny Wagnera i wkraczaliśmy do kościoła. Zdążyliśmy się już trochę niecierpliwić.
Na przywitanie ksiądz zapytał nas się czy bawiliśmy się kiedyś w aktorstwo. Obydwoje powiedzieliśmy, że nie. Potem zapytał nas się czy chcielibyśmy być aktorami pierwszoplanowymi, też odpowiedzieliśmy nie. Na co odpowiedział, że to dobrze, bo teraz u nas główną rolę gra druga osoba, a my gramy obok niej.
Podczas ceremonii było kilka pomyłek, P. powiedział pół przysięgi patrząc się na księdza, a nie na mnie i prawie pomylił obrączki, organista wyprzedził drugie czytanie, którego w efekcie nie było i ksiądz z parafii zbierał na tacę. Ale i tak wspominam ten moment jako bardzo romantyczny.
Po ceremonii i po przyjęciu tony prezentów i tysięcy życzeń, pojechaliśmy na obiad. A przed obiadem mieliśmy małą sesję z rodziną w ogrodzie.
W sali byliśmy sami z rodziną i księdzem. Było nas w sumie 34 osoby. Na stole stały w wazonach bukiety z różowej eustomy. Sala była przystrojona bardzo ludowo i po myśliwsku.
Choć dania wyglądały apetycznie to ja nie mogłam nic zjeść. Wmusiłam w siebie danie, a potem poszłam z P. zabawiać gości.
Nie było orkiestry ani dj-a, muzyka leciała z głośników. Mimo to były tańce, a goście się wydawali dobrze bawić. A jedną z największych niespodzianek był nasz tort, który nie wiedzieliśmy jak będzie wyglądać aż do ostatniej chwili.
Goście rozeszli się blisko północy. Gdy B. z rodzicami P. pakowali kwiaty i jedzenie, ja i P. przeglądaliśmy szybko koperty by oddzielić kartki od pieniędzy, dzięki czemu nie wiemy ile od kogo dostaliśmy. Pieniądze i prezenty daliśmy rodzicom P., a my zabraliśmy kartki na naszą podróż poślubną do Paryża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz