Wydaje mi się, że minęły wieki odkąd tu ostatni raz zamieściłam posta i trochę tak jest. Bardzo chciałabym powrócić do pisania tego bloga. Wiem, że za kilka lat będzie mi sprawiać ogromną przyjemność czytanie tego co przeżyłam.
Czas goni jak szalony. Mam wrażenie, że cały czas coś robię i nie mam nawet chwili odpoczynku. Ten post zaczęłam pisać na lotnisku w Hamburgu w oczekiwaniu na lot do Warszawy, jakieś 2 tygodnie temu, a kończę w niedzielny poranek w oczekiwaniu na urośnięcie Croissant.
Jednak chcę się postarać. Mimo, iż mamy już koniec stycznia 2015, chcę zacząć od podsumowania minionego roku.
Styczeń
Zdecydowanie największym wydarzeniem w styczniu było złamanie jednej małej kości w nodze naszego królika. Pewnie nie wiecie, ale zaadoptowaliśmy Vincenta na początku grudnia 2013.
Okazało się, że Vincent ma problem w określaniem odległości i skacząc z pudełka, stojącego na ziemi, trafił na stolik kawiarniany. W wyniku czego biedaczek złamał kosteczkę. Na domiar złego okazało się, że ma depresję i w tym samym czasie musieliśmy mu podawać hormon szczęścia. Cóż za ironia losu.
Wtedy polubiłam też gorzką czekoladę z chilli. Teraz jest to mój ulubiony rodzaj czekolady.
Na początku kwietnia zamieszkaliśmy w małej kawalerce w centrum Warszawy, przy ulicy Pańskiej. Choć miejsca mamy niewiele, to bardzo podoba nam się to miejsce ze względu na komunikację. Mam pewne zastrzeżenia co do kuchni (mały, gazowy piekarnik i brak szuflad), ale uważam, że jest ona urocza.
Ulica Paļska mieści się na terenie dawnego getta Warszawskiego. Mimo, że wokoło otaczają nas wieżowce, to i tak można tu znaleźć ruiny muru, stare kamienice i inne pozostałości z dawnych lat.
Niedługo po przeprowadzce, P zabrał mnie do muzeum Powstania Warszawskiego. Wstyd mi się przyznać, ale był to mój pierwszy raz w tym muzeum. Zrobiło ono na mnie wielkie wrażenie. Z zaciekawieniem i wielkim smutkiem czytałam listy dzieci do rodziców, rodziców do dzieci oraz mężów do żon. Osoby, których nic nie powinno rozdzielać, były rozdzielone.
Czytałam też losy Powstania Warszawskiego dzień po dniu. Wiele faktów nie znałam, a teraz miałam okazję. Cieszy mnie, że mamy takie miejsca w Warszawie, człowiek wychodzi z nich bogatszy.
W kwietniu odbył się też w warszawskim Kinie Muranów festiwal filmów z motywem żydowskim.
Miałam okazję zobaczyć film Colette oraz Żołnierz na dachu. Historia Colette sprawiła, że nie mogłam przestać o niej myśleć. Zastanawiałam się długo jakbym ja się zachowała na jej miejscu. Dzięki temu filmowi poczułam ponownie, że mam niebywałe szczęście, że jestem z P. w wolnym kraju dającym nam poczucie bezpieczeństwa.
W maju w naszym życiu pojawiła się też Lucyna, nasz drugi królik. Kupiliśmy ją w sklepie zoologicznym po tym jak zobaczyliśmy, że nasz Vincent jest osowiały. Stwierdziliśmy, że kompanka zabaw dobrze mu zrobi i nie pomyliliśmy się. Oba się bardzo kochają i nie rozstają ani na krok. Miło nam na nie patrzeć.
Z Zurychu pojechałam do Austrii na szkolenie wewnętrzne. Poza wykładami dotyczącymi poprawy jakości naszej pracy uczyłam się grać w golfa.
Piotrek brał udział w zawodach piłkarskich PZU Cup 2014. Jego drużyna dostała jasno różowe koszulki.
Okazało się, że Vincent ma problem w określaniem odległości i skacząc z pudełka, stojącego na ziemi, trafił na stolik kawiarniany. W wyniku czego biedaczek złamał kosteczkę. Na domiar złego okazało się, że ma depresję i w tym samym czasie musieliśmy mu podawać hormon szczęścia. Cóż za ironia losu.
Marzec
W marcu spełniłam swoje marzenia i pierwszy raz w życiu ułożyłam kostkę rubika (oczywiście za pomocą opracowanego algorytmu).Wtedy polubiłam też gorzką czekoladę z chilli. Teraz jest to mój ulubiony rodzaj czekolady.
Kwiecień
Był to dla mnie nostalgiczny miesiąc.Na początku kwietnia zamieszkaliśmy w małej kawalerce w centrum Warszawy, przy ulicy Pańskiej. Choć miejsca mamy niewiele, to bardzo podoba nam się to miejsce ze względu na komunikację. Mam pewne zastrzeżenia co do kuchni (mały, gazowy piekarnik i brak szuflad), ale uważam, że jest ona urocza.
Ulica Paļska mieści się na terenie dawnego getta Warszawskiego. Mimo, że wokoło otaczają nas wieżowce, to i tak można tu znaleźć ruiny muru, stare kamienice i inne pozostałości z dawnych lat.
Niedługo po przeprowadzce, P zabrał mnie do muzeum Powstania Warszawskiego. Wstyd mi się przyznać, ale był to mój pierwszy raz w tym muzeum. Zrobiło ono na mnie wielkie wrażenie. Z zaciekawieniem i wielkim smutkiem czytałam listy dzieci do rodziców, rodziców do dzieci oraz mężów do żon. Osoby, których nic nie powinno rozdzielać, były rozdzielone.
Czytałam też losy Powstania Warszawskiego dzień po dniu. Wiele faktów nie znałam, a teraz miałam okazję. Cieszy mnie, że mamy takie miejsca w Warszawie, człowiek wychodzi z nich bogatszy.
W kwietniu odbył się też w warszawskim Kinie Muranów festiwal filmów z motywem żydowskim.
Miałam okazję zobaczyć film Colette oraz Żołnierz na dachu. Historia Colette sprawiła, że nie mogłam przestać o niej myśleć. Zastanawiałam się długo jakbym ja się zachowała na jej miejscu. Dzięki temu filmowi poczułam ponownie, że mam niebywałe szczęście, że jestem z P. w wolnym kraju dającym nam poczucie bezpieczeństwa.
Maj
Zorganizowaliśmy sobie wycieczkę, na weekend, do Berlina. Pierwszy raz w życiu widziałam muzeum figur woskowych Madame Tussauds. Niesamowite na mnie wrażenie zrobiła rekonstrukcja świątyni Zeusa oraz bramy Isztar. Miałam też okazję być na wystawie prac Daliego.W maju w naszym życiu pojawiła się też Lucyna, nasz drugi królik. Kupiliśmy ją w sklepie zoologicznym po tym jak zobaczyliśmy, że nasz Vincent jest osowiały. Stwierdziliśmy, że kompanka zabaw dobrze mu zrobi i nie pomyliliśmy się. Oba się bardzo kochają i nie rozstają ani na krok. Miło nam na nie patrzeć.
Czerwiec
Pierwszy raz w życiu tańczyłam z P. salsę. Udało mi się go namówić na udział w biciu rekordu Guniessa. Choć rekordu nie pobiliśmy, to ja i tak odniosłam swoje zwycięstwo :-)Taki bukiet dał mi P. |
Let Me Out. |
Biurowiec na Mokotowie. |
Lipiec & Sierpień
To okres moich małych sukcesów w pracy. Wyjechałam z pracy w moją pierwszą podróż business'ową do Zurychu. Miałam na celu poznanie klienta, z którym pracuję od marca oraz moich współpracowników. Zurych jest przepięknym miastem. Żałuję jedynie, że nie miałam okazji się jemu bliżej przyjrzeć.Z Zurychu pojechałam do Austrii na szkolenie wewnętrzne. Poza wykładami dotyczącymi poprawy jakości naszej pracy uczyłam się grać w golfa.
Centrum Nauki Kopernik |
Warszawskie ZOO |
Seans pod chmurką. Project Nim. |
Wrzesień
We wrześniu zaczęłam się bawić elektroniką. Może brzmi to strasznie, ale podczas moich studiów miałam dwa semestry zajęć praktycznych z elektroniki, które niewiele wzbogaciły moją wiedzę na temat tej dziedziny. Odkryłam Arduino, który jest prostym w programowaniu mikrokontrolerem, dającym wielkie możliwości. Programowanie na tę płytę pochłonęło mnie bez reszty. Największym moim osiągnięciem była budowa robota, na 4 kółkach, sterowanego pilotem od TV.Listopad
Piotrek brał udział w zawodach piłkarskich PZU Cup 2014. Jego drużyna dostała jasno różowe koszulki.
Dla mnie był to też okres zapalenia zatok.
Listopad
P. zabrał mnie na weekend do Zakopanego. Wynajęliśmy bardzo miły pokój w Willi Rajka, która, cała w drewnie, stoi w malowniczym miejscu pomiędzy Giewontem, Kasprowym Wierchem i Nosalem. Cały dzień spacerowaliśmy po okolicy. Jedliśmy lokalne przysmaki, jak jajecznicę na patelni żeliwnej, oscypki z żurawiną, domowy chleb ze smalcem, placki po zbójnicku. Pierwszego dnia pobytu, dwa dni przed moimi 26 urodzinami, P mi się oświadczył. Rzecz się stała na Krupówkach wieczorem, na malowniczym, drewnianym mostku, koło pomnika górala czytającego "Tygodnik Podhalański". P. ukląkł, wyciągnął pudełeczko i zadał najpiękniejsze pytanie w moim życiu. Nie mogłam odmówić. Był to dla mnie bardzo piękny moment w moim życiu.Grudzień
P. pierwszy raz, odkąd zamieszkaliśmy razem, opuścił mnie na tydzień. Było to dla mnie wielkie przeżycie. Choć się do tego nie chcę przyznać, to muszę przyznać, że brakowało mi go bardzo. Podczas jego nieobecności udało mi się nieco urządzić naszą małą kuchnię. Kupiłam nam stojak na przyprawy, fartuch kuchenny, pojemniki na żywność i blok z nożami.
W tym samym okresie obydwoje oglądaliśmy Mastechef. Finał programu oglądaliśmy jednoczenie z dwóch różnych miejsc siedząc na telefonie i komentując co się dzieje. To rozstanie uświadomiło mi jak bardzo jest mi on potrzebny w moim codziennym życiu.
Ten miesiąc to dla mnie zawsze świąteczna gorączka związana z kupowaniem prezentów. Dwa dni przed świętami miałam kolejne szkolenie w Austrii, w Seefeld. Aby się tam dostać musiałam polecieć do Monachium, a z tam wynająć samochód by się dostać do Seefeld.
Wigilię spędziliśmy z rodzicami P. oraz moją mamą i siostrą. Pierwszy dzień świąt w Modlinie Twierdzy u rodziny P., a drugi na mojej malowniczej wsi z resztą mojej rodziny.
Święta wzbogaciły nas o ekspres do kawy, pieniądze na ślub, kosmetyki, książki i gry na PS3. Bogato!
Sylwester w tym roku my wyprawialiśmy. Zaprosiliśmy znajomych i spędziliśmy go bardzo kameralnie, aczkolwiek przyjemnie.
Luty pominęłam, bo nie mogę sobie przypomnieć żadnego zdarzenia w tym miesiącu. Nowy rok już wiem, że przyniesie mi kolejne niezapomniane chwile, bo chociażby nasz ślub.
W tym samym okresie obydwoje oglądaliśmy Mastechef. Finał programu oglądaliśmy jednoczenie z dwóch różnych miejsc siedząc na telefonie i komentując co się dzieje. To rozstanie uświadomiło mi jak bardzo jest mi on potrzebny w moim codziennym życiu.
Ten miesiąc to dla mnie zawsze świąteczna gorączka związana z kupowaniem prezentów. Dwa dni przed świętami miałam kolejne szkolenie w Austrii, w Seefeld. Aby się tam dostać musiałam polecieć do Monachium, a z tam wynająć samochód by się dostać do Seefeld.
Monachium. Jarmark pod chińską wieżą. |
Monac |
Seefeld. Widok z tarasu hotelowego. |
Wigilię spędziliśmy z rodzicami P. oraz moją mamą i siostrą. Pierwszy dzień świąt w Modlinie Twierdzy u rodziny P., a drugi na mojej malowniczej wsi z resztą mojej rodziny.
Święta wzbogaciły nas o ekspres do kawy, pieniądze na ślub, kosmetyki, książki i gry na PS3. Bogato!
Sylwester w tym roku my wyprawialiśmy. Zaprosiliśmy znajomych i spędziliśmy go bardzo kameralnie, aczkolwiek przyjemnie.
Zrobiłam pralinki z daktylami. W chlebie znajdowały się 32 kanapki. Sałatka z granatu, gruszki i sera koziego. |
Vincent i Lucyna też mieli imprezę. |
Luty pominęłam, bo nie mogę sobie przypomnieć żadnego zdarzenia w tym miesiącu. Nowy rok już wiem, że przyniesie mi kolejne niezapomniane chwile, bo chociażby nasz ślub.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz