Ostatni dzień pracy. Koniec roku. Święta. Refleksja.

Witaj! Zaskoczyłam Cię? Spodziewałeś się, że tu coś jeszcze napiszę w tym roku?
Ja siebie samą zaskoczyłam.
Dziś byłam ostatni dzień w pracy. Od 31 grudnia zaczynam urlop macierzyński, a do tego czasu mam wolne. Do pracy planuję wrócić w lutym 2017.
Szmat czasu.
Zastanawiam się, co będzie różnić tę Ewę z lutego 2017 z tą z końca 2015. Czy będzie też tak zaangażowana w pracę, czy będzie korporacyjnym leniem? Czy będzie chodzić z kolegami na piwo/kawę/obiad, czy stanie się outsiderem? I czy będę ją lubiła?
Czy Ewa z 2017 będzie tęskniła za tą z 2015?
Czy będę dobrą i mądrą matką? Czy będę dobrą żoną?
Wiem, że się zmienię. Czy ja tego chcę?
Boję się, ale też jestem bardzo bardzo szczęśliwa, że będę mieć prawdziwą, pełną rodzinę. Chcę być codziennie rano witana przez mojego synka i męża, a na dobranoc żegnana. Chcę dostawać od nich pocałunki i uśmiechy. Takie małe gesty świadczące o tym, że mnie kochają. Chcę im to też dawać. Chcę patrzeć jak P. bawi się z synem, jak prowadzi go za rączkę, opowiada mu bajki, przewija i kąpie. Chcę widzieć jak bardzo go kocha i jak mały go uwielbia. A uwielbiać będzie, bo o to nie trudno.
Zawsze marzyłam o skromnym, szczęśliwym i pełnym miłości życiu. O mężu, który będzie mnie codziennie całować na przywitanie i pożegnanie. Który będzie mi mówić "kocham Cię" czułym głosem, choć tak naprawdę nie musi, bo to co chce powiedzieć już widzę w jego gestach i spojrzeniu. O dziecku, które będzie szczęśliwe i kochane. Które będzie wiedziało, że na rodziców może zawsze liczyć. Nie będzie się bało podejść do mnie powiedzieć o swoich problemach i wtulić się szukając pocieszenia. Które będzie słyszało od swoich rodziców, że go mocno kochają, że są dumni i szczęśliwi, że je mają.
Marzę o chwilach spędzanych razem. Wspólnych zabawach, spacerach, posiłkach.
Wiem, że będą też problemy, płacze i złości, braki czasu. Wierzę, że jeżeli w naszej hierarchii wartości pierwsze miejsce będzie zajmować rodzina oraz będziemy się otaczać miłością i wzajemnym szacunkiem to możemy przezwyciężyć wszystko.
Jestem teraz w najpiękniejszym momencie mojego życia, kiedy to moje marzenia się spełniają. Wstaję rano, czasem u boku P., patrzę jak śpi, głaszcząc mój duży brzuch i nie mogę się nadziwić swojemu szczęściu.
Idąc do domu dostaję wiadomość od męża, że mają dla mnie z synem prezent, a gdy wchodzę do domu odkrywam Raffaello na przewijaku.
Innym razem mówię P., że zapomniałam kluczy, więc czekam na schodach na klatce na jego powrót z pracy. Po 5 min. dostaję SMS'a, że jedzie do mnie. Zerwał się z pracy nie zwracając uwagi na nic. Wrócił do domu i został już ze mną nie wspominając ani słowem mojego gapiostwa, a jedynie mówiąc, że martwił się o mnie.
Czasem płaczę z głupich powodów, P. nie ocenia, tylko przytula mocno i słucha.

***

W tym roku ciężko poczuć magię świąt. Za oknem nie ma śniegu. Na każdym kroku - w sklepach, na Starym Mieście, metrze - tłumy przepychających i śpieszących się ludzi. Miasto wprawdzie już przystrojone, ale dokładnie w taki sam sposób jak od lat. Zamiast ozdób w oczy rzucają się reklamy świątecznych wyprzedaży. Ulotki, katalogi wciskane są na każdym kroku.
Cóż. Chcąc wprowadzić świąteczną atmosferę kupiłam jemiołę, szyszki oraz choinkę i poprosiłam brata P. o pomoc w ich przeniesieniu. Wyciągnęłam z dna szafy gwiazdę na choinkę, słomkowe ozdoby, jabłuszka, czerwone kokardy, złoty łańcuch. Gdy jestem w domu puszczam muzykę świąteczną. Upiekłam pierniki. Robię napar imbirowy. W kolejnym tygodniu upiekę bułki z makiem i orzechami. W domu unosi się zapach aromatycznych pomarańczy, wanilii, cynamonu i goździków.
P. wczoraj jak wszedł do domu powiedział, że tu czuć święta. Ucieszyłam się bardzo, bo wiem jak lubi świąteczną atmosferę.



***

Ukończyliśmy przygotowywania kącika dla malucha. Kupiłam naklejki na ścianę z motywem lasu, poduszkę w kształcie głowy misia i drugą w kształcie muchomora oraz worek na zabawki z wiewiórką. Kupiłam też ramki na zdjęcia, gdzie wrzuciłam zdjęcie ze ślubu, z dnia w którym P. poprosił o moja rękę i zdjęcie z USG 3d, gdzie widać twarzyczkę naszego synka. Dla mnie jest pięknie.



***

A na koniec kilka zdjęć z naszej sesji "brzuszkowej".




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz